czwartek, 6 marca 2014

Rozdział III

Taaa, tu tez nie miałam czasu wstawić... jak na Hellsingu... a do tego pomagać Gabrieli nad blogiem... (taka mała reklama: Wampirze opowieści)
---------------------------------------------


Rozdział III- 5 września (Czw)

Coś zaczęło grać melodyjkę mojego budzika  kilka metrów dalej, na biurku.
-Mhhmm… - wymamrotałam, zwlekając się z łóżka i podchodząc, by wyłączyć budzik. Spojrzałam na zegarek i natychmiast oprzytomniałam. Telefon musiał dzwonić już dwa razy, co sprawiło, że obudziłam się dwadzieścia minut później niż powinnam. Wczorajszy trening był na tyle męczący, że gdy przyszłam do domu zjadłam dwie kromki chleba z pomidorem, zrobiłam sobie kanapki na następny dzień, umyłam się i kilka sekund po położeniu się do łóżka zasnęłam., coś koło dziesiątej. Nie dziwię się, że nie usłyszałam budzika.
- Amelia!- zawołałam, otwierając szafę. Przeleciałam wzrokiem swoje ubrania i zobaczyłam biały krótki rękaw mający na plecach i ramieniu logo zaprojektowane specjalnie na czerwcowe seminarium Shinkendo. Każdy uczestnik dostał taką po zakończeniu treningów. Uśmiechnęłam się pod nosem. Może zmotywuję Dymitra do rozmowy. Ubrałam wiec tą koszulkę i jasne jeansy do kolan.
- Co?!- usłyszałam jej głos z dołu. Ubrałam wiec tą koszulkę i jasne jeansy do kolan. Wypadłam z pokoju i zbiegłam po schodach. Rodziców nie było- zawsze wychodzili do pracy zanim my się budziłyśmy.
- Czemu mnie nie obudziłaś?!- dosłownie wleciałam do kuchni, otworzyłam lodówkę i wyjęłam dwie parówki. Położyłam je na talerz i wstawiłam o mikrofalówki na trzydzieści sekund. Zabrałam swoje drugie śniadanie i nalałam do butelki herbaty.
- Skąd miałam wiedzieć, że masz na ósmą?!- oburzyła się.
- A czy ja kiedykolwiek w tamtym roku miałam na późniejszą?- zirytowałam się.- Teraz jestem w gimnazjum i będzie ciężej.
- Miałaś na późniejsze godziny pod koniec roku.- zaprotestowała szatynka.
Wyjęłam parujący talerz, usiadłam naprzeciwko siostry i ugryzłam parówkę.
- Bo nauczyciele byli zajęci robotą związaną ze świadectwami i tak dalej. Nie moja wina, że matematyki uczyła mnie wicedyrektor, a przyrody dyrektor.- odparłam.
- To nie fair, ja tak nie mam.
- Będziesz miała w czwartej klasie.- pocieszyłam dziewczynkę. Właśnie zaczęła drugą klasę.
Kilka minut później włożyłam pusty talerz i sztućce do zmywarki, a potem poleciałam na górę po plecak z lekcjami.
„ Nie spakowałam się wczoraj”
Zauważyłam z przerażeniem i spojrzałam na czarny, sportowy zegarek na moim lewym nadgarstku. Dziesięć minut do rozpoczęcia lekcji. Świetnie! Najpierw mam pierwszą lekcję z chemii! Co pani sobie o mnie pomyśli?!
Wrzuciłam podręczniki i zeszyty do plecaka i znów zleciałam na dół. Wypadłam z domu, zabierając ze sobą moją czapkę z daszkiem koloru moro.
Biegłam ile sił- treningi nie poszły na marne- byłam dość szybka i wytrzymała, by do szkoły dolecieć w pięć minut.
Dwie minuty do dzwonka. Wbiegłam do szatni, z szafkami na kod, która już była pusta.
Już po dzwonku, gdy pani wpuszczała ostatnich uczniów do klasy dobiegłam do niej.
- Dzień… dobry.- wydyszałam.- Nie spóźniłam się?
Jasnowłosa nauczycielka spojrzała na mnie, podczas gdy ja starałam się uspokoić oddech.
- Nie, zdążyłaś. Wchodź.
Odetchnęłam z ulgą i weszłam do klasy za „trójcą świętą”- Jackiem, Henrym i Filipem.
W sali nie było normalnych trzech rzędów ławek tylko dwie podkowy- jedna w drugiej- skierowanych w stronę biurka nauczyciela i projektora.
Siadłam obok Lisy… i po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że siedzę również koło Dymitra. Rosjanin kiwnął mi głową na przywitanie- jako klasowej znajomej- nie dając po niczym poznać, że wczoraj podglądał trening, a potem powrócił do rozmowy z Nicolaiem, który siedział po jego drugiej stronie.
- Musze znaleźć tu sobie jakieś zajęcie i już mam pomysł…
Dymitrowi przerwała nauczycielka, przedstawiając się i omawiając zasady zachowania w sali chemicznej (nie jeść, nie pić, nie dotykać jedzenia po eksperymentach, nie gadać i tak dalej). Od razu się uciszył i zaczął z uwagą słuchać słów pani Brown.
Ja, która miałam dość podzielną uwagę, słuchałam, jednocześnie zastanawiając się czy nie napisać do Dymitra karteczki z pytaniem dlaczego mnie śledził. I zaraz przypomniało mi się nastawienie Nicolaia do sztuk walk, przez co postanowiłam złapać szatyna podczas tych nielicznych momentów jego samotności.
Czterdzieści minut później zadzwonił dzwonek. I jakby mi czytał w myślach.
- Zaraz dołączę do ciebie.- powiedział po rosyjsku do Nicolaia, a potem jako jeden z pierwszych opuścił klasę.
- Opuszczę cię na chwilę.- oznajmiłam  Lisie, a ta uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Chyba się domyślała, że idę złapać Dymitra- chociaż nie powiedziałam jej o wczorajszym treningu.
Kilka sekund później wyszłam na korytarz. W momencie, gdy na drugim końcu zobaczyłam jego brązowe włosy, zniknął za rogiem. Popędziłam w tamtym kierunku.
- Sorry!- krzyknęłam do dziewczyny z równoległej klasy, którą potrąciłam przy wymijaniu. Była to Polka, a „Sorry” było angielskim słówkiem. Ale Polacy coraz więcej słów zapożyczali od anglików, więc nie zrobiłoby różnicy, gdybym powiedziała polskie „przepraszam”.
Potem go zobaczyłam jak schodzi do szatni, żeby po chwili zniknąć mi z widoku. Zbiegłam po schodach i zatrzymałam się. Nigdzie go nie było. Zresztą nie było żywego ducha. Nawet nauczyciel dyżurujący nie zdążył jeszcze przyjść. Popędziłam korytarzem i minęłam róg.
- Lekcje mamy po drugiej stronie szkoły.-  usłyszałam zdanie po rosyjsku wypowiedziane jego głosem. Potknęłam się, zaskoczona, z trudem utrzymując równowagę, i obróciłam się. Stał oparty o ścianę, ze skrzyżowanymi ramionami.
- Śledziłaś mnie.- swoje brązowe oczy utkwił w moich ciemnoniebieskich. Jego wzrok nie był jakiś gniewny, czy coś, tylko bez wyrazu- no, może z tą iskierką, którą widziałam wczoraj.
- Tak jak ty mnie.- wypaliłam, stając przed nim. Jego lewa brew się podniosła.
- Śledziłem cię?
- A nie?
- Oglądanie treningów, do których zapisy wciąż są otwarte nazywasz śledzeniem?
Zamilkłam. O tym nie pomyślałam. Zaśmiał się i był to śmiech w stylu niezłośliwego prychnięcia.
- Interesujesz się sztukami walk?- spytałam. Pytanie, które mnie gnębiło.- Czemu Nicolai pytał o mnie Connora?
- Interesuję. A Cola nie pytał o ciebie tylko o osobę, która umie walczyć.
- Cola?- powtórzyłam. „Coca-cola?”. Wzrok Rosjanina sprawił, że poczułam się głupia. Minęło kilka sekund, zanim odezwał się.
- Zdrobnienia.
- A Dimka to Dymitr?- upewniłam się. Kiwnął lekko głową. Dimka brzmiało tak… dziewczęco, a Cola… coca-cola? Mimo woli uśmiechnęłam się lekko.
- Co cię tak śmieszy?- jego ton zaostrzył się nieznacznie.
- Nic, nic. A więc co z tymi sztukami walki?- spytałam, pragnąc powrócić do wcześniejszego tematu.
- Chciałem zobaczyć czy w twoim klubie jest ktoś z kim mógłbym walczyć jak równy z równym.- odparł trochę lekceważącym tonem, odchylając głowę do tyłu, by oprzeć ja o ścianę. Przymknął oczy.
„ Irytujące zachowanie”
Przeleciało mi przez głowę.
- I co wywnioskowałeś?
- Że gdyby cię trochę podszkolić to byś była dobrym przeciwnikiem.
Zamarłam. Czy to była propozycja, by został moim nauczycielem? Nie… a nawet jeśli, to nie zgadzam się. Mam już nauczyciela. Oficjalnego-sensei. I nieoficjalnego- Wojtka. A on mówił, jakby był lepszy od nas wszystkich.
- Reszta nie ma potencjału.
Odbił się od ściany i ruszył korytarzem, zostawiając mnie. Spojrzał jeszcze przez ramię. W jego oczach wciąż widziałam odrobinę rozbawienia i widać było, że chce je ukryć- najczęściej pod znudzeniem i niechęcią.
- Znajdę moment, by cię przekonać, że umiem więcej od ciebie.
Dobrze odczytał moje uczucia. Nie wiem czemu, ale nie wierzyłam mu, że jest lepszy. Nie była to samolubność, próżność czy coś tam jeszcze. Nie wiedziałam co. Był dobrze zbudowany i widać było, że dorównywał by starszemu o cztery lata Wojtkowi, ale mimo to nie umiałam się przekonać. Zawsze starałam się mieć otwarty umysł na różne, czasami nawet dziwne, fakty, ale… ale coś mnie powstrzymywało.
Ruszyłam się w końcu, gdy zobaczyłam nauczyciela dyżurującego. Nie wolno było chodzić do szatni bez potrzeby. Czmychnęłam po schodach na górę i w normalnym tempie dotarłam po  sale historyczną. Lisa nie wypytywała mnie widząc moją dziwnie ponurą minę, a sam Dymitr zachowywał się jak wcześniej, bacznie obserwując otoczenie, a w szczególności Nicolaia, który w tej chwili gawędził wesoło z Weroniką- ta wydawała się być wniebowzięta, natomiast jej – prawdopodobnie byłe- przyjaciółki były w podłym nastroju.

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 2

Nikt nie czyta, ale i tak opublikuję. Potrzebuje motywacji, by to napisac, a bardzo chcę to skonczyć. To byłaby moja pierwsza porządna książka (fanfica Hellsinga nie liczę). A do tego nie fantasy. byłabym z siebie taka dumna *.*
------------------------------------


Rozdział II- 4 września, środa

Przyszłam. Rodziców nie było. Pewnie tata musiał zostać dłużej w pracy, a mama coś wspominała o pójściu na kawę do koleżanki. Nie byłam jedynaczką, a gdy weszłam do kuchni, by coś zjeść, zobaczyłam stojącą na stołku Amelię- ośmiolatkę- próbującą dosięgnąć słoika Nutelli.
- Cześć.- rzuciła, nie przerywając czynności.
- Wiesz co proponuje?- spytałam, odkładając plecak i podchodząc do sąsiedniej szafki i otwierając ją.
- Co?- spojrzała na mnie.
- Żebyś najpierw zjadła to, a potem czekoladę.- wydobyłam chińską zupę pomidorową i pokazałam jej.
- Tak!- ucieszyła się, schodząc ze stołka. Uśmiechnęłam się, widząc jej radość. Uwielbiała pomidorowe zupy chińskie, nawet bardziej niż Nutellę.
Nalałam do czajnika wody i postawiłam nad ogniem, by się zagotowała, w tym czasie wysypując zawartość dwóch torebek do dwóch talerzy.
- Więc dla ciebie pomidorowa a dla mnie serowa?- zapytałam, wyjmując z plecaka szkolnego pudełko śniadaniowe i butelkę.
- Fuuuj, serowa?- skrzywiła się, na co się roześmiałam.
- Zawołam cię jak będzie gotowa, na razie idź do swojego pokoju.- poradziłam, a dziewczynka szybko się zgodziła i wypadła z kuchni. Chwilę potem słyszałam jej głośne tupanie na schodach. Ja i ona mieszkałyśmy na piętrze w osobnych pokojach, rodzice zaś na dole. Ja i Amelia miałyśmy własną łazienkę na górze, a na dole była jeszcze jedna- dla mamy i taty. Na dole też była kuchnia, wejście do garażu w którym miało swoje „mieszkanie” szare mitsubishi- którego akurat nie było, bo tata pojechał nim do pracy, oraz mój czarny sportowy motor na którym jeździłam na drugi koniec miasta, do dojo, gdzie trenowałam sztuki walki.
Na górze było wejście na strych, mój pokój, pokój Amelii, łazienka i pokój gościnny, używany ostatnio dwa lata temu, gdy przyjechała ciocia i wujek z Irlandii Północnej.
Zaczął gwizdać czajnik. Wyłączyłam gaz i zalałam makaron. W czasie, gdy się zaparzał i studził umyłam butelkę ze szkoły i odłożyłam puste pudełko śniadaniowe do szafki. Zdążyłam jeszcze pójść do pokoju, by rozpakować plecak szkolny i włączyć laptopa- głównie by sprawdzić gdzie jest ta Yurga skąd pochodzi Dymitr i Nicolai.
Zapukałam w drzwi sąsiedniego pomieszczenia.
- Amelia, zupa gotowa!- zawołałam.
- Już, momencik.
- To twoja zupa będzie zimna, nie moja, jak się spóźnisz.
Gdy powiedziałam „spóźnisz” przypomniało mi się, że mam trening i spojrzałam na zegarek. Zostało mi zaledwie 45 minut do rozpoczęcia.
- Kurde!- gorszych przekleństw nie mówiłam i nie lubiłam gdy ktoś mówił. Nienawidziłam.
Zostało mi czasu tylko tyle, by zjeść szybko posiłek, naszykować kimono i butelkę wody i wskoczyć na motor.
Wsunęłam zupę w pięć minut, tym samym parząc sobie język, wsadziłam talerz do zmywarki i gdy wbiegałam na górę znów załomotałam w drzwi pokoju siostry.
- Amelio Svensson, masz zacząć jeść zupę zanim wyjdę!
Wpadłam do pokoju, wzięłam dość wysłużony, treningowy plecak, który zapina się rzepem na skos, przez pierś. Na szczęście nie zapomniałam po praniu wsadzić kimona do niego i miałam tylko do wzięcia butelkę wody.
Już gotowa zbiegłam ze schodów, przeskakując co trzy- mama tego nienawidzi i próbuje we mnie to zwalczyć- i zobaczyłam siedzącą przy stole ośmiolatkę, jedzącą powoli posiłek. Porwałam jedną z butelek piętrzących się za drzwiami i pobiegłam do garażu.
- Ja lecę!- zawołałam, zamykając drzwi. Założyłam kask i opuściłam przyciemnianą szybkę. Przekroczyłam motor i spojrzałam na zegarek.
Za pół godziny miał się zacząć trening. Kopnęłam rozrusznik i wyjechałam, zamykając kluczykami garaż. Mama, tata i ja mieliśmy własne kluczyki, a Amelii nie były potrzebne. Zapewne jeszcze, bo już się nastawiała, że dostanie w moim wieku skuter. Najpierw musiałaby zdać na kartę rowerową, a potem motorowerową, a o ile wiem od stycznia nie będzie można zdawać na motorowerową przed szesnastką. Dobrze, że zdążyłam zdać w szóstej klasie.
Ten motor dostałam na ostatnie urodziny- trochę musiałam dołożyć- i od tamtej jeszcze rzadziej jeżdżę autobusami. Urodziny mam 7 lutego. Mama pozapraszała rodzinę, a ja po feriach, które akurat trwały,  wyszłam na pizzę z Lisa i Dantem. Nie lubię organizować jakichś dużych przyjęć.
- Kurde, kurde, kurde…- pomrukiwałam, gdy kolejne światła mnie zatrzymywały. Miałam wrażenie, że wszystko się zmówiło, bym się spóźniła.
Ale nie- do dojo wpadłam na dwie minuty przed rozpoczęciem.
Moim partnerem prawie zawsze, tak samo jak dziś, był Wojtek Mazur- blondyn w wieku 15 lat, ćwiczący trzy lata dłużej ode mnie. Ja sama zaczęłam na początku szóstej klasy i on był moim partnerem prawie zawsze.
Gdy się ukłoniliśmy rzucił się na mnie stosując prawie identyczny- ale bardziej wyrafinowany- chwyt, który zastosowałam na Nicolaiu. Wywinęłam się tylko dzięki faktowi, że rozpoznałam atak. Stanęłam za Wojtkiem i wykonałam kopnięcie z półobrotu.
- Mogłaś mnie unieruchomić.- stwierdził chłopak, łapiąc moją kostkę i skręcając ją tak, że chcąc czy nie, musiałam przekręcić się i paść na ziemię na brzuchu. Przeciwnik usiadł na moich plecach i nachylił się, bym nie mogła go zrzucić z siebie. Znieruchomiał, co dało mi sygnał o zaprzestaniu obrony.
- Jeśli kiedykolwiek znajdziesz się w moim aktualnym położeniu to co zrobisz?
- A co powinnam?- spytałam.
- Możesz chwycić nadgarstek wroga i wykręcić na plecy.- zademonstrował na mojej prawej ręce przez co syknęłam z bólu.
- A co mam zrobić, by się obronić, kiedy jestem w takiej pozycji jakiej jestem?
- Po pierwsze nie pozwolić, bym unieruchomił ci ręce. Po drugie powinnaś się starać podwinąć nogi pod siebie i wtedy zrzucić mnie z siebie.
Zrobiłam jak kazał i po chwili leżał pode mną. Zrzucenie go tym sposobem okazało się zaskakująco łatwe. Zdawałam sobie sprawę, że daje mi fory, ale cóż poradzić, skoro ledwie się zmagałam z takim nim?  Siłą wcisnęłam jego ręce pod moje kolana, unieruchamiając je, a potem nachyliłam się, by mnie nie zrzucił. Chwyciłam lewą stronę jego kimona i przycisnęłam je po prawej stronie, przyduszając go materiałem. Mimo tego, że technika była- prawie- doskonała był silniejszy. Zrzucił mnie z siebie i znów wylądowaliśmy w początkowej fazie- walki na stojąco.
Jego wzrok był skupiony i nie okazywał uczuć. Podobno, by wyprzedzić cios przeciwnika trzeba zobaczyć to w jego oczach. Ja tak nie umiałam. Obserwowałam jego ciało i zobaczyłam nieznaczny ruch zwiastujący prawy sierpowy. Uchyliłam się i złapałam za nadgarstek.
Mój wzrok nieświadomie na ułamek sekundy skierował się w stronę okna.
Zobaczyłam na zewnątrz Dymitra uważnie obserwującego walkę.
Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały zobaczyłam rozbawiony błysk, przez co źle postawiłam nogę i przy podcięciu Wojtka sama straciłam równowagę. Krzyknęłam zaskoczona i uderzyłam plecami o materac pokrywający całą podłogę. Mój przeciwnik sam się potknął, spodziewając się lepiej wykonanej techniki, i uderzył obok mnie. Otrząsając się z widoku rozbawionego Dymitra, który nie chciał mi zniknąć z oczu, nacisnęłam klatką piersiową na pierś Wojtka i rozstawiłam szeroko nogi, by mnie nie zwalił, chwyciłam jego nadgarstki. Jego prawa dłoń wykonała okrężny ruch, wyrywając się i łapiąc mnie za przegub. Wyślizgnął się spode mnie i sam przygwoździł moje ciało, zakładając na moje ramię dźwignie. Zabolało. Dość mocno.
Uderzyłam trzy razy w materac, sygnalizując poddanie się. Piętnastolatek mnie uwolnił i wyciągnął rękę, by pomóc wstać. Przyjęłam pomoc.
- Co cię rozproszyło?- spytał. Wiedział, że tą technikę umiem na tyle dobrze, by nie popełnić takiego błędu.
- Przypadek.- uśmiechnęłam się przepraszająco.- Już się nie powtórzy.
- Przypadek? Nie podobny do ciebie.- podniósł brew do góry.
Chwila ciszy, podczas której Wojtek przyglądał mi się uważnie. Załamałam się pod jego spojrzeniem.
- Okej, okej, ciekawe tylko czy mi uwierzysz.- ten nastolatek za łatwo „wymuszał” na mnie zeznania.- Zobaczyłam za oknem Rosjanina.
- Tego nowego?- nie wyglądało, by mi nie wierzył.- On chodzi z tobą do klasy, nie?
- Taa… jego bliźniak mnie…
- Wojtek, Daniela, co to za pogaduszki?!- zawołała rudowłosa sensei z drugiego końca sali.
- Sumimasen, Danuta-sensei!- odpowiedzieliśmy jednocześnie pół-ukłonem.
- Chyba mamy dalej ćwiczyć.- zauważył blondyn z żartobliwą nutką w głosie.
- Na to wygląda.- westchnęłam, również ze śmiechem. Podniosłam gardę i stanęłam naprzeciwko nastolatka.
Gdy byłam w dojo czułam się jak u siebie.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział I

Proszę, nie mówcie, że to jest nudne.
 No dobra, mówcie. Zrozumiem, a do tego będę wiedzieć co sądzicie :3
 -------------------------------------------------------------------------


Rozdział I- 4 wrzesień, środa

Nicolai i Dymitr rzeczywiście byli braćmi bliźniakami, co dało się zauważyć na pierwszy rzut oka mimo pewnych przeciwności w ich wyglądzie i zachowaniu.
Nicolai ubierał się bardziej elegancko, często na biało i szaro, przeciwnie do noszonych przez brata czerwono-czarnych dresów i niebieskich jeansów. A do tego udało mu się w szkole, bez skarg nauczycieli, nosić lekki, śnieżnobiały szal, luźno owinięty wokół szyi. Widać było, że wszystkim dziewczynom się podoba. Nie stronił od nich, wręcz odwrotnie, był miły i zdawał się flirtować z każdą dziewczyną, która przechodziła obok niego. W jego wzroku były wesołe iskierki, gdy kłaniał się, naśladując jakiegoś hrabiego, i rozmawiał z dziewczynami z klasy.
Dymitr Yergov miał włosy sięgające brody, i oczy tak samo brązowo czekoladowe jak jego brat, ale zachowanie zupełnie inne. Nie lubił rozmawiać w innym języku niż rosyjski, chyba, że musiał, na przykład na lekcjach. A umiał języki doskonale. Nosił  ubrania luźniejsze- nie jak braciszek-  i nie lubił rozmów, chyba, że ktoś umiał rosyjski na tyle dobrze, by go zrozumieć. Trzymał się na uboczu, ale rzadko widywałam go bez Nicolaia. Za to często widziałam w jego ręce książkę.
Widać było, że szatyni darzą się bardzo mocną braterska miłością. Sposób w jaki ubierał się każdy z nich mnie bardzo ciekawił,  zachowanie obu również. To była moja pierwsza styczność z bliźniakami. Do tego Rosjanami. W te wakacje spotkałam wielu Rosjan, nawet z nimi rozmawiałam, ale ci na których trafiłam nie byli zbyt rozmowni.
Byłam rozdarta na dwie połówki. Jedna wołała „ neutralność, Dan! Najpierw obserwuj, a potem decyduj!”- taką zasadą się posługiwałam odkąd pamiętam i nie miałam zamiaru jej opuszczać. Druga zaś chciała spełnić jedno z moich marzeń i porozmawiać z chłopakami.

Szłam z Lisą pod salę w której mieliśmy mieć teraz lekcję wychowawczą. To była pierwsza lekcja z wychowawcą, nie licząc przywitania po akademii, a pani Lloyd wiedziała, że znamy się z podstawówki, więc poprosiła Rosjan o opowiedzenie trochę o sobie. Przez prawie całą lekcję Nicolai opowiadał z uśmiechem jak jest w Nowosybirsku- największym mieście Syberii, do którego marzyłam pojechać, i o miejscu swojego pochodzenia, oddalonego o 170 kilometrów na zachód miasta Yurga.  W ten sposób dowiedziałam się, gdzie się urodzili i że na Syberii nie jest tak zimno jak myślałam- że na południu jest jak tutaj, może odrobinę chłodniej. Ale tylko odrobinę, jak zapewniał. Dymitr wtrącił do opowieści tylko kilka zdań, wszystkie po rosyjsku, więc Nicolai musiał przetłumaczyć. Czasami zamieniali kilka słów po rosyjsku, sprawdzając, czy ich opinie są zgodne. Nikt oprócz mnie i Connora- który również coś umiał rosyjski- nie rozumiał co wtedy mówili.
Gdy zadzwonił dzwonek dziewczyny z ociąganiem wstawały, urzeczone nie tyle co słowami, co głosem Nicolaia. Mam dziwne podejrzenie, że między niektórymi przyjaciółkami rozpocznie się rywalizacja o serce Nicolaia czy Dymitra- na tego drugiego jest o wiele mniejsza szansa, jak oceniłam. Nie mówię o mnie i Lisie- ona ma chłopaka, a mnie interesuje tylko to, że mieszkają w Rosji, ale o takiej Eli, Weronice i Wiktorii- przyjaciółkach od pierwszej klasy podstawówki, które teraz starały się zdobyć uznanie Rosjanina. To zdecydowanie prowadziło do rozbicia przyjaźni.
Koniec środowych lekcji i kolejny trening samoobrony, który powoli się zmieniał w sparing, zazwyczaj w parterze. Na samą myśl twarz rozjaśniał mi uśmiech. Właśnie wychodziliśmy z Lisą ze szkoły i minęliśmy Nicolaia rozmawiającego z Connorem. Wyłapałam z rozmowy swoje imię, co z oczywistych powodów mnie zaskoczyło. Siadłam wraz z Lisą na poręczy, mamrocząc powód, niedaleko rozmawiających, by dowiedzieć się, czemu padło „Daniela Svensson”.
- Dimka!- zawołał Rosjanin za oddalającym się nieśpiesznie Dymitrem.
„ Dimka?” pomyślałam zdziwiona, ale nie drążyłam tego tematu. Musiał być to jakiś rosyjski zwyczaj, przydomek, czy coś.
Chłopak odwrócił się do brata.
- Co jest?- spytał po rosyjsku.
- Chodź na chwilę!- Nicolai przywołał go gestem ręki- Connor zna kogoś, kto mógłby cię zainteresować!
Dymitr podszedł do nich, a ja- choć nie lubiłam plotek- byłam ciekawa kim się interesował szatyn. I dlaczego. Niespiesznym krokiem ruszyłam w ich stronę, zamierzając ich minąć w odległości kilku metrów. Nicolai podjął się tłumaczenia bratu- po rosyjsku- co powiedział mu Connor.
- W naszej klasie jest osoba interesująca się tymi jakże ciekawymi sztukami walki…- oczywiście rozpoznałam ton, znaczący tyle co „są głupie i gardzę nimi”. Zdążyłam ich już minąć, ale gwałtownie się obróciłam, a Connor zrobił przerażoną minę, gdy zobaczył nadchodząca mnie.
- Nicolai…- zaczął, a chłopak się obrócił akurat w momencie w którym moje przedramię zahaczyło o jego szyję, a noga o kostki.
Zdążyłam usłyszeć krzyk Lisy:
- Dan, nie warto!
Ale nie zareagowałam na niego. Wciąż nie umiałam się opanować, gdy ktoś mówił coś złego o moich zainteresowaniach.
Podcięłam Rosjanina do tyłu, tak, że zatoczył łuk w stronę twardego gruntu ale nie uderzył o ziemię. Przytrzymałam go. Jego ciało zwisało nad ziemią, a tylko końcówka białego szala i stopy dotykały chodnika.
- Nie waż się mówić o sztukach walki takim tonem.- wysyczałam po rosyjsku do ucha chłopaka, a ten się wzdrygnął, bardziej zaskoczony, że mówię w jego ojczystym języku.
- Mówisz po rosyjsku?- spytał.
- Owszem, więc teraz obaj uważajcie co mówicie.
Błyskawicznie go postawiłam do pionu i odepchnęłam tak, że wpadł na stojącego za nim Dymitra. Chłopak złapał brata zanim zdążył na niego wpaść i go wywalić, a jego mina wyrażała zamyślenie, gdy patrzył na mnie. Moja twarz zaś wyrażała wściekłość, gdy szybkim krokiem ruszyłam w stronę przyjaciółki.
- Daniela…- jęknęła dziewczyna.
- Nie próbuj mnie uspokajać.- mruknęłam, gdy ruszyłyśmy w stronę jej domu. Nienawidziłam, gdy ktoś obrażał moje zainteresowania. O ile mogłam wytrzymać obrazę siebie- nawet z kamienną twarzą- to nie sztuk walki. Nawet jeśli to był Rosjanin- do których miałam pewna słabość.
Zaczęłam się uspokajać i zdałam sobie sprawę co zrobiłam. Miałam nadzieję, że nikt na mnie zakapuje. I prawdopodobnie narobiłam sobie wrogów wśród dziewczyn, atakując Nicolaia. Chyba to jednak nie będą ciekawe trzy lata. Nie tak to sobie wyobrażałam.
- Dan?- głos Lisy wyrwał mnie z zamyślenia.
- Hmm?
- Co on powiedział o sztukach walki?- spytała.
- Mówił gardzącym tonem.
- I tylko to wystarczyło, by cię wytrącić z równowagi?!- moja przyjaciółka niedowierzała.- Wiesz jak to się może skończyć?! Nicolai może zakapować, Connor, Dymitr czy ktokolwiek z tam obecnych osób!
- Wiem.- mruknęłam tylko.- Ale wiesz jak mnie łatwo zezłościć czy zirytować.
Odtworzyłam całe wydarzenie jeszcze raz, tylko po to, by przypomnieć sobie, dlaczego Nicolai wspomniał o sztukach walki. Że Connor zna kogoś, kto mógłby zainteresować Dymitra. Ja? Czym? Tym, ze się uczę walczyć? On też walczy?
Pytania kłębiły mi się w głowie, ale nie było możliwości się tego dowiedzieć. Skoro zaatakowałam Nicolaia, Dymitr pewnie nie będzie się śpieszył z nawiązaniem ze mną znajomości. A może… jeśli walczy to będzie chciał się zemścić?
Mimowolnie rozejrzałam się w około, ale nie był żywej duszy oprócz dziesięcioletniego dziecka z małym yorkiem.
Doszłyśmy do domu Lisy- pomarańczowo żółtego bloku oddalonego o pół kilometra od szkoły.
- Hej!- pomachała ręką na pożegnanie, a gdy zamknęły się za nią drzwi klatki schodowej ruszyłam w stronę swojego domu jednorodzinnego oddalonego kolejne 500 metrów.
 

poniedziałek, 4 listopada 2013

Prolog

Wiem, że ten prolog NIE JEST  w najmniejszym stopniu ciekawy, ale zaufajcie mi, proszę (myślę, że ci co czytają hellsing-fanfic.blogspot.com mi zaufają ;) )
-----------------------------


Prolog- 31 sierpnia, sobota

Zarzuciłam pokrowiec z bokkenem na ramię, podniosłam półtora litrową butelkę wody do ust i ruszyłam w stronę domu. Miałam już powyżej uszu tego letniego gorąca i to był jedyny powód dla którego cieszyłam się, że wakacje się kończą. Wracałam z treningu shinkendo, którego nie umiałam sobie odmówić nawet w wakacje. A zresztą, nie ćwiczyłam w te wakacje tak dużo. Rodzinnie wyjechaliśmy na całe dwa miesiące na granicy Rosji z Ukrainą, gdzie zwiedzaliśmy, i gdzie szlifowałam swój rosyjski. Uczyłam się go od bardzo dawna, prawie tak długo jak mojego rodzinnego szwedzkiego i angielskiego- pochodziłam ze Szwecji, a gdy miałam 3 lata przeprowadziłam się z rodzicami do Polski, ponieważ tata znalazł tam dobrze płatną pracę. Po szwedzku rozmawiałam w domu, po angielsku i polsku w szkole. Chodziłam do dwujęzycznej szkoły, wcześniej podstawówki, a teraz gimnazjum. Języki, które będą w tej szkole to rosyjski, którego nie było w podstawówce, angielski i polski. Gdy byłam w pierwszej klasie podstawówki mama stwierdziła, że mam talent do języków. Wtedy umiałam szwedzki, polski, angielski i zaczęłam się uczyć rosyjskiego. Rodzice mieli rację. W ciągu kilku lat opanowałam więcej niż podstawy. Mogłam się spokojnie dogadać- i pogadać- z Rosjaninem.
- Dan! Daniela!- zakrztusiłam się wodą, słysząc znajomy głos. Obróciłam się i zobaczyłam biegnące w moją stronę długie, popielato blond włosy- Elisabeth Otherhell- moją najlepszą przyjaciółkę od przedszkola. Moją twarz rozjaśnił uśmiech, gdy przytuliła mnie na powitanie..
- Samotnie w tym mieście bez ciebie. A Dante wyjechał wczoraj na wesele kuzynki. Nie będzie go przynajmniej tydzień.- oznajmiła. Dante Griffith to chłopak Lisy, choć ona temu zaprzecza, on trochę mniej. Uważa go za swojego przyjaciela.
- Cały tydzień?- spytałam zdziwiona.- To gdzie on pojechał?
- Do Anglii.- uśmiechnęła się.- Rozumiem, że to wesele kuzynki i tak dalej, ale żeby się fatygować tak daleko?...- zaśmiała się i jakby dopiero teraz spostrzegła podłużny przedmiot na moim ramieniu- A ty nawet w wakacje ćwiczysz?
- Ty piszesz opowiadania, a ja bardziej się interesuję sportami i językami.- przypomniałam jej żartobliwie. Nie miała nic do moich zainteresowań, ale wiedziałam, ze byłaby jeszcze szczęśliwsza, gdybym również interesowała się polonistyką. Chciała zostać sławną pisarką i zdawała sobie sprawę, że to trudne do spełnienia marzenie, ale nie przestawała wysyłać swoich krótkich opowiadań do lokalnej gazety, mając nadzieję, że kiedyś zobaczy któreś w dziale o śmiesznych opowiadaniach albo dowcipach. Jej historyjki zazwyczaj dotyczyły śmiesznych, niemożliwych rzeczy i za każdym razem, nawet gdybym to czytała setny raz, wybuchałam śmiechem.
- A widziałaś listę naszej klasy?- znowu zmiana tematu. Ona zawsze taka była i pewnie będzie.
- Wróciłam dwa dni temu i załatwiałam sobie podręczniki.- zauważyłam.
- Jest prawie taka sama jak w podstawówce, poza tym, że Michael i Tiffany zapisali się do normalnej polskiej szkoły, a Jack musiał się wyprowadzić. – zaczęła swój wywód.- Niestety Jacek, Henry i Filip zostali.- skrzywiła się.- Chyba nasza klasa nie będzie miała lepszej frekwencji niż w podstawówce.
- Czego ty żądasz? To jest dla nich za trudne zadanie.
Ta trójka była najgorsza w naszej podstwówkowej klasie, często się spóźniała, często wagarowała. Dziwiłam się, że przeszli. Myślałam, że zostaną w szóstej klasie.
- I mamy dwóch nowych chłopaków.- blondynka przerwała moje myśli.
- Jakich?- teraz byłam bardzo ciekawa.
- Sądząc po nazwiskach są z Rosji.- odparła. Prawie się potknęłam, ale Lisa nie zauważyła tego.
- Dymitr i Nicolai Yergov. Zdążyłam się dowiedzieć, że są bliźniakami.- ciągnęła.- Do Polski przyjechali kilka lat temu. Mieszkali w Lublinie. Przynajmniej według plotek.
„ Pamiętaj, że do każdej nowej osoby zachowujesz neutralność”- skarciłam się w myślach. Rosja to był mój ulubiony kraj, a poznanie kogoś, kto tam mieszkał było jednym z moich marzeń. I jeszcze będą w mojej klasie!
„Daniela, neutralność!”
- To będą ciekawe trzy lata.- mruknęłam, uśmiechając się lekko. Lisa nie usłyszała.
© Shalis dla Wioska Szablonów
© Dmitry Elizarov.